Czasami chwila przerwy dobrze robi każdemu...
Wracam do Was dzisiaj, żeby opowiedzieć Wam co się u mnie działo ostatnio. Jest tego niewiele, więc za dużo do poczytania nie będzie ;P
Jakoś w styczniu, dowiedziałam się z Internetów ;), że Nasz kraj odwiedzi wokalistka, której poczynania śledzę już jakiś czas -
Ellie Goulding. Oj, jak ja się ucieszyłam, że będzie szansa Ją zobaczyć na żywo. Pech chciał, że naprawdę kiepsko u mnie było z kasiurką, więc odwlekałam zakup biletu na koncert, przez co moja Przyjaciółka się denerwowała. Jak już miałam pieniążek i poszłyśmy do Empiku zakupić bilety, okazało się, że
wyprzedane. Lament. Masakra w głowie, że przeze mnie Jej nie zobaczymy. No nic, kumpelka mało zadowolona, ale nie dała po sobie poznać - taka jest kochana. Minął jakiś miesiąc, a ja wciąż w Internetach szukałam kogoś, kto chciałby bilet odsprzedać. Trafiłam na info ze strony Producenta, że mają jeszcze
50 biletów, ale trzeba się po nie stawić osobiście. Znalazłam kumpelkę, która akurat była w Centrum Warszawy i zgodziła się tam podjechać i spróbować. Szczerze mówiąc, nie miałam już nadziei.. Skoro normalne bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki, to te dodatkowe tym bardziej. Okazało się, że dała radę! Kupiła Nam 2 bilety i to na balkonie! (Tutaj podzięki dla T. :*) Na początku byłam trochę zmieszana, zawiedziona, bo myślałam, że kiepściuchno będzie widać Ellie...
No dobra,
bilety są... Kumpelka niestety w nocy z piątku na sobotę wybywała sobie ze Stolicy, a że koncert w sobotę, to musiałam jeszcze kogoś poprosić o przysługę. Tym razem kumpel ;) podjechał do mojej dziewuchy i odebrał Nasze bilety, co się okazało,
"honorowe". Takim sposobem wsiadłyśmy w auto i wio!
Bawiłyśmy się przednio!
Miejscówki idealne! Z góry miałyśmy do Ellie może jakieś 10 metrów :D
Niestety żadna z Nas nie wzięła aparatu... tzn. ja wzięłam, ale na nic mi był aparat bez karty pamięci ;) Dlatego zdjęcia, które uświadczycie pod postem są autorstwa nie mojego, a odnośniki ze źródłami znajdują się jak zwykle pod zdjęciami :)
fot. Hanna Jakubowska
fot. Hanna Jakubowska
fot. Justyna Durkiewicz
Po koncercie, w niedzielę, spotkałyśmy się z
Oleśką, która uraczyła Nas kuponami do Bath and Body Works (dziaaaa :D :*) i muszę powiedzieć, że przepadłyśmy w czeluściach zapachów ;) Wybrałyśmy sobie kilka miniaturek, ale tak naprawdę zakochałam się w świecach! Szkoda tylko, że tak się wysoko cenią :( Za taki zestaw miniaturek zapłaciłam
30zł z kuponem. Muszę powiedzieć, że świetna promocja, bo mgiełka bez promocji kosztuje
19.99zł, a balsamy po
17.99zł każdy. :)
Oto co sobie sprawiłam:
Mgiełka
Honey Sweetheart ma obłędy słodziutki zapach miodu połączony chyba z nutką jakiegoś owocu. Ciężko mi opisywać zapachy :)
2 balsamy, z czego
Twilight Woods przenosi mnie do czasów dzieciństwa :)
a
Sweet Pea jest delikatnym słodkim zapachem, który świetnie nada się na przykrycie ciała po sesji kilku basenów w chlorowanej wodzie :)
Teraz basen będzie moim sprzymierzeńcem, bo będę miała wstęp jedynie za 1zł/h :) Jeeej :)
Przypominam o
KONKURSIE pościelowym!!! Zostało niewiele czasu!!! :)
O, i tym akcentem się z Wami żegnam dzisiaj :)
Miłego dnia :)
Peace!! :)