Nie ma mnie, bo trzymam kredens.
Badamtsss..
A tak poważnie.. Jakoś nie mam weny na napisanie czegoś sensownego. Trochę się u mnie dzieje.
Zawsze mówiłam, że Londyn zmienia ludzi. Nie wiem, czy sama też się zmieniłam, czy jeszcze nie. Jak na razie mam na koncie drugą pracę (nie liczę 1,5h w piekarni, z której uciekłam). Najpierw popracowałam miesiąc w HMV - to taki wielki sklep z grami, muzyką i filmami - na Oxford Street. Kilka nowych znajomości, bliższych i dalszych. Potem chwila przerwy, a teraz od ponad 2 miesięcy pracuję w UOE - sklep z artykułami biurowymi - którego częścią jest Post Office (chyba nie muszę tłumaczyć?:P). Początki były bardzo ciężkie, nawet bariera językowa dała mi się we znaki, chociaż myślę, że angielski to raczej mój konik (fu. Nie Ola?). Na szczęście, po prostu potrzebowałam czasu. Teraz jest wszystko git. Praca jest spoko, jestem specjalistą od poczty i ekspertem części sklepowej. Może kiedyś jeszcze wrócę do nauczania.
Porandkowałam nawet trochę. Zatrzymałam się na jednym, może na chwilę dłużej.. się okaże.
Anyway...
Mam nadzieję, że za mną tęsknicie.
Buziaki :)
niedziela, 3 maja 2015
wtorek, 28 października 2014
Revlon ColorStay 180 Sand Beige do cery tłustej i mieszanej? YAAAAAS Biatch ;)
Dzisiaj będzie krótko, zwięźle i na temat.
Od prawie miesiąca mieszkam w Londynie, chociaż właściwie "mieszkać" będę, jak znajdę dobrą pracę i zacznę dorzucać się siostrze do korytka. Kilka dni przed wyjazdem zrobiłam mega porządki w swoich kosmetykach i lakierach do paznokci. Tym sposobem zostałam z 18 lakierami ze 130 i bez dobrego podkładu.
Przy okazji którychś z rzędu zakupów z siostrą, weszłam do Bootsa i sprawiłam sobie, długo wyczekiwany, podkład Revlon ColorStay do cery tłustej i mieszanej, w kolorze 180 Beige Sand.
Stałam przed szafą Revlonu dobre 15min i próbowałam ogarnąć wszystkie te odcienie. Udało się, dobrałam idealny. Podkład zamknięty plastykową nakrętką, w szklanej buteleczce o pojemności 30ml. Dość rzadki, bez pompki. Cena £12.49
Już przy pierwszej aplikacji zauważyłam, że podkład (z momentem rozprowadzenia) stapia się ze skóra, pięknie pokrywając plamki, krostki itp. Nie był mocno kryjący, ale biorę na poprawkę to, że nakładałam go palcami. Moim największym zaskoczeniem było to, że po pokryciu całego ryjka, nie musiałam go matowić pudrem O_o. Dla mnie to niesamowite, bo mój ryjek ma to do siebie, że przy innych podkładach puder jest niezbędny nie tylko przy wykańczaniu makijażu, ale i w ciągu dnia. Revlon spisał się na tyle dobrze, że mimo nie przypudrowania, trzymał mat przez dobre 8-10h! Aaa.. no i do tego, bronzer i róż równie dobrze się z nim stopiły i nie porobiły się plamy.
Następnego dnia nałożyłam go moim flat topem Hakuro H50. Troszkę lepsze krycie, kolor ciągle super dopasowany, podkład stopiony z cerą. Tyle, że utrzymał się w nieskazitelnym macie około 4-5h. To i tak niezły wynik, jak na cerę tłustą.
Znalazłam też dwa minusy, żeby nie było tak kolorowo.
- nieporęczne opakowanie, często wylewam za dużo produktu (na pewno lepiej sprawdziłaby się pompka)
- podkreślił moje suche skórki na nosie (po zmianie wody z PL na UK nie mogę dojść z nimi do ładu :( )
Podsumowując, żałuję, że czekałam tak długo, żeby go wypróbować. Już po 2 tygodniach wiem, że będzie to mój absolutny must have w kosmetyczce.
A Wy? Lubicie? Kupicie? ;)
P.s. Wybaczcie jakość zdjęć (w sensie tła..) dopiero zaczynam się tutaj zadomawiać. Z każdym dniem będzie lepiej :) Peace!! :)
Od prawie miesiąca mieszkam w Londynie, chociaż właściwie "mieszkać" będę, jak znajdę dobrą pracę i zacznę dorzucać się siostrze do korytka. Kilka dni przed wyjazdem zrobiłam mega porządki w swoich kosmetykach i lakierach do paznokci. Tym sposobem zostałam z 18 lakierami ze 130 i bez dobrego podkładu.
Przy okazji którychś z rzędu zakupów z siostrą, weszłam do Bootsa i sprawiłam sobie, długo wyczekiwany, podkład Revlon ColorStay do cery tłustej i mieszanej, w kolorze 180 Beige Sand.
Stałam przed szafą Revlonu dobre 15min i próbowałam ogarnąć wszystkie te odcienie. Udało się, dobrałam idealny. Podkład zamknięty plastykową nakrętką, w szklanej buteleczce o pojemności 30ml. Dość rzadki, bez pompki. Cena £12.49
Już przy pierwszej aplikacji zauważyłam, że podkład (z momentem rozprowadzenia) stapia się ze skóra, pięknie pokrywając plamki, krostki itp. Nie był mocno kryjący, ale biorę na poprawkę to, że nakładałam go palcami. Moim największym zaskoczeniem było to, że po pokryciu całego ryjka, nie musiałam go matowić pudrem O_o. Dla mnie to niesamowite, bo mój ryjek ma to do siebie, że przy innych podkładach puder jest niezbędny nie tylko przy wykańczaniu makijażu, ale i w ciągu dnia. Revlon spisał się na tyle dobrze, że mimo nie przypudrowania, trzymał mat przez dobre 8-10h! Aaa.. no i do tego, bronzer i róż równie dobrze się z nim stopiły i nie porobiły się plamy.
Następnego dnia nałożyłam go moim flat topem Hakuro H50. Troszkę lepsze krycie, kolor ciągle super dopasowany, podkład stopiony z cerą. Tyle, że utrzymał się w nieskazitelnym macie około 4-5h. To i tak niezły wynik, jak na cerę tłustą.
Znalazłam też dwa minusy, żeby nie było tak kolorowo.
- nieporęczne opakowanie, często wylewam za dużo produktu (na pewno lepiej sprawdziłaby się pompka)
- podkreślił moje suche skórki na nosie (po zmianie wody z PL na UK nie mogę dojść z nimi do ładu :( )
Podsumowując, żałuję, że czekałam tak długo, żeby go wypróbować. Już po 2 tygodniach wiem, że będzie to mój absolutny must have w kosmetyczce.
A Wy? Lubicie? Kupicie? ;)
P.s. Wybaczcie jakość zdjęć (w sensie tła..) dopiero zaczynam się tutaj zadomawiać. Z każdym dniem będzie lepiej :) Peace!! :)
wtorek, 23 września 2014
Pharmaceris Lipo-Protect regenerujący krem do rąk + panterka i dotticure :)
Obiecuję, że wracam.. ;) Chociaż jakoś nie widzę, żeby ktoś tęsknił :P Ostatnie miesiące były niby wolne, a wypełnione po brzegi. Ponad dwa miesiące miałam Siostrzenicę, no to akurat był najprzyjemniejszy moment, tutaj wypad nad morze (pierwszy od 15 lat..) i tak o. No działo się na tyle, że przed swoją emigracją do UK, postanowiłam troszkę nadrobić blogowanie. Za 2 tyg będę nadawać z Londynu.
Ów krem, o którym chcę mówić, testował akurat mój Przyjaciel M.
Mam nadzieję, że ktoś jednak tęsknił ;)
Peace!! :)
Po długiej przerwie i przy witaniu jesieni, czas przyszedł na kilka słów o kremie do rąk. Jesień, mnie osobiście, kojarzy się z pierwszymi chłodami, mokrym wiatrem. Przy takiej pogodzie krem do rąk noszę w każdej torebce, mam przy komputerze, w kuchni itd. Nie sposób utrzymać, tak często mytych, rąk w dobrym stanie bez tych pomocników.
Pharmaceris
Lipo-Protect regenerujący krem ochronny do rąk
Przeznaczony do dłoni wysuszonych i wrażliwych an czynniki zewnętrzne.
Pojemność: 50ml
Cena: Obecnie nie widzę go na stronie Pharmaceris.pl, ale myślę że to ok. 20-25zł
Ów krem, o którym chcę mówić, testował akurat mój Przyjaciel M.
M. jest florystą, a codzienna praca z kwiatami nie wpływa szczególnie dobrze na dłonie. Po ogarnięciu Jego dłoni, postanowiłam zaopatrzyć Go w krem. Przy pierwszej aplikacji zauważyliśmy, że ma dość tłustą i zwartą konsystencję. Pozostawia delikatny tłustawy film, ale nie jest na tyle nieznośny, by się tym przejmować.
Dopiero po kilku dniach aplikowania, M. stwierdził, że całkiem nieźle radzi sobie z wysuszonymi opuszkami palców i skórkami, a efekt utrzymuje się dość długo po użyciu.
Opakowanie ma poręczne i wygodne, chociaż ciężko otworzyć tubkę jeśli ma się już odrobinę kremu na dłoniach (To akurat potwierdzam..zwykle tubki kremów Pharmaceris lub Lirene mają "lżejsze" zamknięcie tubki. W przypadku tego kremu, trochę trudniej było ją otworzyć).
M. ma końcówkę kremu i jest z niego zadowolony. Ciągle jednak, szuka czegoś, co na dobre pozwoli mu przywrócić delikatność i gładkość dłoni.
Ja osobiście nie lubię tego tłustego filmu, od razu mam ochotę iść umyć ręce. Jeśli jednk odczeka się chwilę, i film wchłonie się do końca. Cierpliwości :)
Oto skład dla ciekawskich :)
Do tej krótkiej, ale jakże zgrabnej recenzji, dorzucam zdjęcia moich ostatnich mani, które nie trafiły na bloga z uwagi na mojego lenia.
Tutaj bazą jest Essie - Demure Vix, na to China Glaze - Fairy Dust (!!! chwila na podziwianie... !!! *_*) i kilka panterkowych bazgrołków.
Tutaj bazą jest Marmurek Lemax i Biel Safari, na to China Glaze (no nie mogłam się oprzeć...) i kropeczkowy wzorek wykonany sondą (inspirowany CutePolish) i lakierami Sensique - Cherry Blossom, Barry M - Blueberry i GR Miss Selene - 253.
Obydwa zdobienia pokryte warstwą ulubionego ostatnio topu, Kwik Kote.
Fakt, iż otrzymałam produkt do recenzji, nie wpłynął na moją opinię.. ani na opinię M. ;)
Mam nadzieję, że ktoś jednak tęsknił ;)
Peace!! :)
poniedziałek, 15 września 2014
Wyprz.
Hej, hej..
Z uwagi na mój wyjazd do UK, chcę trochę uluźnić swoje zasoby lakierowo-ozdóbkowe.
Jeżeli macie na coś chęć zapraszam Was do zakładki
Subskrybuj:
Posty (Atom)