Obserwatorzy

sobota, 29 marca 2014

Podkład Lirene GLAM&Matt

Nie wiem, jak Wy, ale ja miewam problem z dobraniem odpowiedniego podkładu. Często, poirytowana przy testowaniu, po prostu zmywam to co mam na twarzy i wracam na szybko do kremu BB. Jak już dobiorę sobie podkład, to używam go do ostatniej kropli i zaopatruję się w ten sam. Tak było do tej pory z podkładem Lirene, o którym wspominałam TUTAJ i Rimmel Wake Me Up.
Tym razem, powiem Wam kilka słów na temat podkładu

Lirene GLAM & Matt Duo Effect



Już jakiś czas temu Panie Eriski uraczyły mnie kolejną paczuchą dobroci. W darach znajdował się m.in. ten właśnie podkład w dwóch odcieniach. W tym poście mówię o odcieniu 01 Jasny, który dla totalnych bladziochów może być jednak trochę za ciemny.

"Matuje dzięki systemowi pigmentów nowej generacji, które rozpraszają i odbijają świetło od powierzchni skóry.
Rozświetla, wypełniając skórę światłem, sprawiając że cera wygląda świeżo i promiennie, bez efektu błyszczenia."

Jako, że akurat potrzebowałam czegoś na ryjek, od razu sięgnęłam na dno filcowej torby i wyjęłam to cudo do testowania. Nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać, bo i jakoś nie czytałam o nim za wiele.
Na pierwszy rzut oka, to produkt z górnej półki, gdyż opakowanie jest porządne i imho prezentuje się jako raczej ekskluzywne. Szklana buteleczka o pojemności 30ml. Konkretna pompka airless i już jedna wystarczy na pokrycie buziaka. Dostępny w większości drogerii, w cenie około 40zł.


Konsystencja inna niż do tej pory zaobserwowałam. Po wyciśnięciu produkt jest dość lejący, natomiast po chwili staje się bardzo lekki i zwarty.

Nawet po takim teście, został nienaruszony w miejscu wypompkowania ;)

Krycie? Średnie, ale mnie akurat odpowiada. Nie lubię mieć za dużo na buzi, bo i potem niestety pojawiają się na niej nieprzyjaciele.


Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ten podkład mnie nie zapycha! Potrzeba mu chwili do stopienia się ze skórą, ale z moją stają się jednością całkiem szybko. Jeśli chodzi o efekt zmatowienia, to jego akurat nie mogę potwierdzić. Mam jednak cerę mieszaną i tłustą, więc podejrzewam, że na innego rodzaju cerze może akurat matowić.
Rozświetlenie? Bardzo subtelne, idealne dla mnie. Odrobina pudru fixującego i jestem good to go, a twarz i tak wygląda świeżo o zdrowo.
Odcień ciemniejszy na pewno zużyję przy okazji opalenia buziaka w lecie.

Produkt, jak wszystkie Lirene, testowany dermatologicznie.



Fakt, iż otrzymałam produkt w ramach testu od firmy Lirene, nie wpłynął w żaden sposób na moją opinię.


Peace!! :)

czwartek, 20 marca 2014

Ahoj! manicure, czyli kopiujemy Oleśkę ;)

Dzisiaj szybciutko chcę Wam pokazać, jak próbowałam skopiować mani Oleśki z TEGO filmiku na YT. Szczerze Wam powiem, że zabawa z tasiemkami do zdobień, niespecjalnie mnie bawi. Właściwie, to dostaję kolorowej gorączki, kiedy po nie sięgam. Jednak spodobało mi się zdobienie Olgi, więc postanowiłam się nim zainspirować. Dzięki niemu, przybliżyłam się nieco do wiosny :)
Kiedyś już kombinowałam z wzorem marynistycznym... TUTAJ możecie zobaczyć moje poprzednie wypociny ;)





Do wykonania zdobienia użyłam: białego lakieru Safari, czerwieni Rimmel 325 Hot Gossip, Essie Beyond Cosy, Essence 121 Gold Fever, granatu Golden Rose z serii Rich Color 16 oraz kilku złotych malutkich plasterków miodu (ja na nie mówię piegi...). No i nie obyło się bez tasiemek... Wszystko pokryłam warstwą Seche Vite, a potem topem matującym My Secret.


Mam nadzieję, że Oleśka się nie obrazi za tak nieudolne moje podejście :P

Peace!!! :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Dotknąć smaku zmysłem powonienia... Czyli woski cz.1

Odkąd pamiętam, mój Tata uwielbiał rozpalać po całym domu kadzidełka zapachowe. Najbardziej pamiętam Opium i Drzewo Sandałowe.. Dwie ulubione nuty zapachowe mojego staruszka.. Ja natomiast wychodziłam wtedy z domu, żeby nie rozbolała mnie głowa.. Zawsze lubiłam zapach, który unosił się po wejściu do sklepu indyjskiego..jednak świeże kadzidełka jakoś tak na mnie nie działały...

Od kiedy na rynku pojawiły się woski zapachowe, od razu wiedziałam, że się z nimi polubię. Soczyste zapachy, które nie wpływają źle na moje samopoczucie, to dopełnienie wiosennego słonecznego dnia lub zimowej aury rozpalonego kominka.

Do niedawna znałam tylko woski Yankee Candle i uwielbiam je, jednak chciałam spróbować czegoś bardziej "oryginalnego". Któregoś dnia dotarłam na stronę aromatella.pl, z której zamówiłam 4szt. wosków sojowych Busy Bee. Czekałam z niecierpliwością na przesyłkę. Gdy już dotarła, nie mogłam doczekać się zapachów jej zawartości. Też byście nie mogły/mogli wytrzymać, gdybyście zamówili takie cuda..



Niewiele czekając, do kominka wrzuciłam...


Perfect Storm Pierwsze minuty w oczekiwaniu na zapach i nagle b00m. Zapach świeżej, morskiej bryzy połączony z delikatną nutą kwiatową i drzewną. Zapach kojarzy mi się z pierwszą letnią burzą i tym powietrzem przepełnionym ozonem. Wbrew temu, co napisane jest na stronie, ja uważam, że ten zapach idealny jest właśnie na wiosnę/lato.


Po kilku dniach na tapetę poszedł zapach

Rain Water  Ten zapach jest równie bardzo świeży. Przy głębszym niuchnięciu czuć nutę bzu, świeżo skoszonej trawy.. Przyjemnie odprężający, nienachalny. Jednak bardziej kojarzy mi się z pierwszym wiosennym dniem i tym cudownie lekkim powietrzem po ciężkiej, smutnej i szarej zimie.



Lady Grey  Zakupiłam, bo ciekawa byłam, jak bardzo zapachem będzie przypominać herbatę Lady Grey, której smak poznałam stosunkowo niedawno. Ten zapach najdłużej mi się rozpalał i najkrócej pachniał, ale za to jak cudnie! Wyraźnie czuć bergamotkę i zapach czarnej herbaty. Kojarzy mi się z letnim popołudniem przy herbatce i przyjemnej książce w ogrodzie. Może po prostu za bardzo uwielbiam ten zapach, by zanotować jak długo pachniał? Dziwne, ale pewnie prawdziwe, bo uwielbiam wszelkiego rodzaju herbaty i ich zapachy, bardziej niż smaki czasami:)



Capri To zapach zdecydowanie najbardziej owocowo-kwiatowy z tych 4, które zamówiłam. Nuty cytrusów, róży i jaśminu, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Wprawdzie na Wyspie Capri nie byłam, ale mogę sobie wyobrazić, że jeśli tam pachnie choć trochę, jak u mnie w pokoju w tej chwili, to jest to istny raj na ziemi. Bardzo świeży i jednocześnie soczysty, czysty.


Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że podczas palenia każdego z tych wosków, słuchałam albumu Anathema - Weather Systems.


Jeśli nie znacie, zapewniam Was, że stworzenie sobie klimatu z tym albumem i pięknymi aromatami Rain Water, Perfect Storm i Capri, przeniesie Was w nieznane dotąd zakamarki Waszej wyobraźni.

Wszystkie woski ważą ok. 22g, ich średnica to ok. 5,5cm, co daje około 10h palenia. Sama zauważyłam, że po wystygnięciu wosku i ponownym jego rozpaleniu, zapach czuć, jednak nie jest tak intensywny, jak w przypadku ciągłego palenia. Za 3 razem czuć już tylko subtelne pozostałości po kompozycji zapachowej. Lepiej wypalić je na raz i cieszyć się intensywnością.

Wszystkie woski wykonane są ręcznie z wosku sojowego, co czyni je bardziej przyjaznym dla środowiska. Łatwo dzielą się na cząstki, nie kruszą się. O wiele łatwiej wyjmuje się je z zagłębienia w kominku. Wystarczy lekko nacisnąć i same wysuwają się z niego. Jeden kominek mam troszkę "zużyty", więc z niego woski wydobywam przy pomocy ciepłej wody.

Ja na pewno skuszę się jeszcze na niejeden zapach!! A Wy? Znacie, lubicie? :)


Peace!! :)