Obserwatorzy

wtorek, 28 października 2014

Revlon ColorStay 180 Sand Beige do cery tłustej i mieszanej? YAAAAAS Biatch ;)

Dzisiaj będzie krótko, zwięźle i na temat.

Od prawie miesiąca mieszkam w Londynie, chociaż właściwie "mieszkać" będę, jak znajdę dobrą pracę i zacznę dorzucać się siostrze do korytka. Kilka dni przed wyjazdem zrobiłam mega porządki w swoich kosmetykach i lakierach do paznokci. Tym sposobem zostałam z 18 lakierami ze 130 i bez dobrego podkładu. 

Przy okazji którychś z rzędu zakupów z siostrą, weszłam do Bootsa i sprawiłam sobie, długo wyczekiwany, podkład Revlon ColorStay do cery tłustej i mieszanej, w kolorze 180 Beige Sand
Stałam przed szafą Revlonu dobre 15min i próbowałam ogarnąć wszystkie te odcienie. Udało się, dobrałam idealny. Podkład zamknięty plastykową nakrętką, w szklanej buteleczce o pojemności 30ml. Dość rzadki, bez pompki. Cena £12.49 

Już przy pierwszej aplikacji zauważyłam, że podkład (z momentem rozprowadzenia) stapia się ze skóra, pięknie pokrywając plamki, krostki itp. Nie był mocno kryjący, ale biorę na poprawkę to, że nakładałam go palcami. Moim największym zaskoczeniem było to, że po pokryciu całego ryjka, nie musiałam go matowić pudrem O_o. Dla mnie to niesamowite, bo mój ryjek ma to do siebie, że przy innych podkładach puder jest niezbędny nie tylko przy wykańczaniu makijażu, ale i w ciągu dnia. Revlon spisał się na tyle dobrze, że mimo nie przypudrowania, trzymał mat przez dobre 8-10h! Aaa.. no i do tego, bronzer i róż równie dobrze się z nim stopiły i nie porobiły się plamy.
Następnego dnia nałożyłam go moim flat topem Hakuro H50. Troszkę lepsze krycie, kolor ciągle super dopasowany, podkład stopiony z cerą. Tyle, że utrzymał się w nieskazitelnym macie około 4-5h. To i tak niezły wynik, jak na cerę tłustą. 



Znalazłam też dwa minusy, żeby nie było tak kolorowo. 
- nieporęczne opakowanie, często wylewam za dużo produktu (na pewno lepiej sprawdziłaby się pompka)
- podkreślił moje suche skórki na nosie (po zmianie wody z PL na UK nie mogę dojść z nimi do ładu :( )

Podsumowując, żałuję, że czekałam tak długo, żeby go wypróbować. Już po 2 tygodniach wiem, że będzie to mój absolutny must have w kosmetyczce.

A Wy? Lubicie? Kupicie? ;)

P.s. Wybaczcie jakość zdjęć (w sensie tła..) dopiero zaczynam się tutaj zadomawiać. Z każdym dniem będzie lepiej :) Peace!! :)

wtorek, 23 września 2014

Pharmaceris Lipo-Protect regenerujący krem do rąk + panterka i dotticure :)

Obiecuję, że wracam.. ;) Chociaż jakoś nie widzę, żeby ktoś tęsknił :P Ostatnie miesiące były niby wolne, a wypełnione po brzegi. Ponad dwa miesiące miałam Siostrzenicę, no to akurat był najprzyjemniejszy moment, tutaj wypad nad morze (pierwszy od 15 lat..) i tak o. No działo się na tyle, że przed swoją emigracją do UK, postanowiłam troszkę nadrobić blogowanie. Za 2 tyg będę nadawać z Londynu.

Po długiej przerwie i przy witaniu jesieni, czas przyszedł na kilka słów o kremie do rąk. Jesień, mnie osobiście, kojarzy się z pierwszymi chłodami, mokrym wiatrem. Przy takiej pogodzie krem do rąk noszę w każdej torebce, mam przy komputerze, w kuchni itd. Nie sposób utrzymać, tak często mytych, rąk w dobrym stanie bez tych pomocników.

Pharmaceris
Lipo-Protect regenerujący krem ochronny do rąk

Przeznaczony do dłoni wysuszonych i wrażliwych an czynniki zewnętrzne.

Pojemność: 50ml

Cena: Obecnie nie widzę go na stronie Pharmaceris.pl, ale myślę że to ok. 20-25zł

Ów krem, o którym chcę mówić, testował akurat mój Przyjaciel M.



M. jest florystą, a codzienna praca z kwiatami nie wpływa szczególnie dobrze na dłonie. Po ogarnięciu Jego dłoni, postanowiłam zaopatrzyć Go w krem. Przy pierwszej aplikacji zauważyliśmy, że ma dość tłustą i zwartą konsystencję. Pozostawia delikatny tłustawy film, ale nie jest na tyle nieznośny, by się tym przejmować. 
Dopiero po kilku dniach aplikowania, M. stwierdził, że całkiem nieźle radzi sobie z wysuszonymi opuszkami palców i skórkami, a efekt utrzymuje się dość długo po użyciu.


 Opakowanie ma poręczne i wygodne, chociaż ciężko otworzyć tubkę jeśli ma się już odrobinę kremu na dłoniach (To akurat potwierdzam..zwykle tubki kremów Pharmaceris lub Lirene mają "lżejsze" zamknięcie tubki. W przypadku tego kremu, trochę trudniej było ją otworzyć).
M. ma końcówkę kremu i jest z niego zadowolony. Ciągle jednak, szuka czegoś, co na dobre pozwoli mu przywrócić delikatność i gładkość dłoni.

Ja osobiście nie lubię tego tłustego filmu, od razu mam ochotę iść umyć ręce. Jeśli jednk odczeka się chwilę, i film wchłonie się do końca. Cierpliwości :)

Oto skład dla ciekawskich :)



Do tej krótkiej, ale jakże zgrabnej recenzji, dorzucam zdjęcia moich ostatnich mani, które nie trafiły na bloga z uwagi na mojego lenia.

Tutaj bazą jest Essie - Demure Vix, na to China Glaze - Fairy Dust (!!! chwila na podziwianie... !!! *_*) i kilka panterkowych bazgrołków.



Tutaj bazą jest Marmurek Lemax  i Biel Safari, na to China Glaze (no nie mogłam się oprzeć...) i kropeczkowy wzorek wykonany sondą (inspirowany CutePolish) i lakierami Sensique - Cherry Blossom, Barry M - Blueberry i GR Miss Selene - 253.
Obydwa zdobienia pokryte warstwą ulubionego ostatnio topu, Kwik Kote.





Fakt, iż otrzymałam produkt do recenzji, nie wpłynął na moją opinię.. ani na opinię M. ;)

Mam nadzieję, że ktoś jednak tęsknił ;)

Peace!! :)

poniedziałek, 15 września 2014

Wyprz.

Hej, hej..

Z uwagi na mój wyjazd do UK, chcę trochę uluźnić swoje zasoby lakierowo-ozdóbkowe.

Jeżeli macie na coś chęć zapraszam Was do zakładki


Peace! :)

sobota, 9 sierpnia 2014

Essie - Demure Vix + China Glaze - Fairy Dust

Ojeja.. Strasznie długo mnie tutaj nie było.. Chyba potrzebowałam takiej chwili, żeby na nowo wkręcić się w blogowanie. Ostatnio wpadłam na bloga Oleśki i w pełni popieram zmianę u niej. Sama nie wiem, czy dotychczasowa forma blogowania do końca mi pasuje. Przemyślę to i podejmę decyzję.

Tymczasem, chcę się z Wami podzielić mani, które mnie urzekło.
Na urodziny (swoją drogą, 30...) postanowiłam sprawić sobie prezent w postaci nowych Essie. Bardzo za mną chodził Licorice, bo wiadomo..czarnych lakierów nigdy za dużo. Drugi już wybrała mi Oleśka. Padło na Demure Vix. Wiedziała, co mi się spodoba. Ten przepiękny nudziak z różową poświatą skradł moje serce. Obecnie mam go na pazurkach i właśnie ten mani chciałam Wam pokazać.






Od Dominiki ( :* <3 )dostałam paczuszkę, w której znajdował się mój wyczekiwany wishlistowiec! China Glaze - Fairy Dust. Jezusie i Maryjko. Jakież to cudo!! Panuje na moich szponkach nieprzerwanie. Jak widzicie, tutaj też go nie zabrakło. Nie mogłam się powstrzymać. Prawda, że bomba?!

Mam nadzieję, że niedługo do Was wrócę. Jeśli siostrzenica mi pozwoli ;) Rośnie toto, jak na drożdżach.. :)

Peace!! :)

sobota, 17 maja 2014

Peeling enzymatyczny Lirene. Hit, czy kit?

Moją odpowiedź na tytułowe pytanie poznacie na końcu posta.

Moja skóra twarzy, tłusta i mieszana, ma spore skłonności do przesuszania się. Peelingi są nieodzowną częścią mojej codziennej pielęgnacji. Z mechanicznymi, jak doskonale wiecie, nie należy przeginać. Wobec tego, dzięki Paniom Eriskom, miałam możliwość popróbować wynalazku w formie peelingu enzymatycznego delikatnie złuszczającego od Lirene



Produkt sam w sobie ma delikatną, ale zwartą konsystencję o lekko różowym kolorze, przyjemnie pachnie (powiedziałabym nawet, że pudrowo..jak w kosmetyczce babci... :) ) i zamknięty jest w prostej tubce o pojemności 75ml i kosztuje ok. 14zł. Tu już mamy pierwsze +. 





Producent mówi:

"Peeling enzymatyczny delikatnie złuszczający wyjątkowo delikatnie usuwa martwy naskórek, łagodzi i odświeża, dzięki czemu nadaje Twojej skórze promienny wygląd i zdrowy koloryt oraz dba o jej prawidłową kondycję, a także doskonale przygotowuje do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.
  • enzym z papai - złuszcza zewnętrzne warstwy naskórka oraz ślady po niedoskonałościach, bez wysuszania, podrażniania skóry i konieczności tarcia 
  • aktywny kompleks 3 ziół (arnika, kokoryczka, cyprys)  - pobudza proces odnowy naskórka, wzmacniając ścianki naczyń włosowatych."



Stosuję go od długiego już czasu, jestem prawie na denku. Po umyciu twarzy żelem myjącym, nakładam ten produkt i..czekam. Rzeczywiście, skóra twarzy jest złagodzona, odświeżona i przyjemnie pachnie. Powiedziałabym, że jest nawet nawilżona. Reszta rytuału pielęgnacyjnego idzie jak z płatka. To kolejny +. Jednak JA, nie zauważyłam efektu usunięcia martwego naskórka. Nawet delikatnego. To mnie bardzo zawiodło, bo uwielbiam produktu tej firmy i myślałam, że zdobędę kolejnego ulubieńca. Nie tym razem, ale nie tracę nadziei. W końcu to jeden produkt z wielu :)

Miałyście przyjemność popróbować tego peelingu? Jakie są Wasze odczucia?

Peace!! :)

piątek, 16 maja 2014

Essie - Beyond Cosy

Dzisiaj o moim ulubieńcu lakierowym :) Kolejnym od Essie zresztą, jak widać w tytule..

Przechadzając się po TKMaxxie w Londyńskim Enfield Shopping Centre, trafiłam na półkę właśnie z lakierami. Był spory wybór jeśli chodzi o Color Club, czy O.P.I, ale zestaw w którym znajdował się własnie Beyond Cosy, wołał do mnie "MAMO!" od pierwszego wejrzenia. Za trzy lakiery Beyond Cosy, Master Plan i Berry Naughty zapłaciłam £10. Uważam, że to był deal dnia.






Lakier jest mocno brokatowy i , IMHO, jest połączeniem złota i srebra. Ja nie potrafię go konkretnie opisać jednym kolorem. Raz wydaje się bardziej złoty, innym razem srebrny. Najważniejsze, że wygląda obłędnie na pazuryrkach zarówno w pojedynkę, jak i w duecie. Mam wersję 13,5ml z cienkim pędzelkiem, ale super rozprowadza się po płytce. Ma idealną konsystencję, nie rozlewa się po skórkach, no i wbrew pozorom, nie ma tragedii przy zmywaniu go. Na zdjęciu 2 warstwy, ale nawet jedna trochę grubsza zakryje płytkę paznokcia.

Lakiery Essie zdobyły moje serce Watermelonem i chyba będę miała do nich słabość już do końca życia... mojego lub ich ;)

Waszym zdaniem jest bardziej złoty, czy srebrny? 
A może ja po prostu daltonistką się stałam na stare lata.. Cholera wie.. ;)

Peace! :)

czwartek, 15 maja 2014

Brodate mani ;)

Po obfoceniu MEGA denka i przygotowaniu notki, wkurzyłam się, bo karta odmówiła mi posłuszeństwa.. Wszystkie zdjęcia stracone, więc dno będzie musiało chwilę poczekać aż obfocę zużywki ponownie...

Dzisiaj natomiast pokażę Wam, co rzuciłam na paznokcie w ostatnich dniach. Zamysł i wykonanie bardzo proste i jakże satysfakcjonujące! Nie wiem, czy kojarzycie z notek TAGowych, że uwielbiam facetów z brodami... Tak, facetów. Z Brodami. Przy okazji hulania po Instagramie, natknęłam się na kilku fajnych użytkowników równie mocno zafascynowanych brodami i postanowiłam to unapaznocznić. <- uwielbiam słowotwórstwo!

Oto co mi z tego wyszło.. :)
Na zdjęciach troszkę znoszony pazurek z mencizną, ale efekt ciągle BOSKI! ;)



Bazą jest biały marmurek Lemax, a na paznokciu ze zdobieniem - biel od Safari. Zdobienie wykonane czarnym linerem z Wibo. Wszystko, jak zwykle, pokryte solidną warstwą Seche Vite.

Mam nadzieję, że znajdują się tutaj takie brodolubiące duszyczki i docenią takie zdobienie :D

Peace! :)

środa, 9 kwietnia 2014

Pierwsze podejście do zdobienia Ikat.. (?!)

Nadszedł ten czas, kiedy na nowo zaczęłam broić na swoich pazuryrach. Ostatnio nastrój miałam jedynie na samą odżywkę lub na jeden nudny kolor. Wczoraj natomiast naszła mnie ochota, na coś, czego jeszcze nie próbowałam. Za każdym razem, gdy napotykałam w internetach wzór IKAT, myślałam, że jest zbyt trudny dla mnie do wykonania. No i zanim się dowiedziałam, jak on się nazywa.. Uh. No nie wiem.. Same oceńcie...







Generalnie, z daleka wygląda to dość zajebiście. Z bliska - wygląda jakby mnie prąd pierdyknął pierdyliardem mocy ;) podczas malowania paznokci. Będę wytrwała.. Nauczę się ładniej hehe :) Tymczasem, mani się nie ściera, nie odłazi i skupia spojrzenia ;) Mrau.

Jako bazy użyłam pięknej zieleni od Color Club..Niestety jedyny numerek, to ten wyryty na dnie - 25. Do zdobienia użyłam bieli Safari, Peaches and Cream z kolekcji blogerskiej od Wibo i czarnego lakieru do zdobień NoName. Wszystko, as always, pokryłam warstwą Seche Vite.

Życzę Wam udanego dzionka! :) Bai.

Peace! :)

sobota, 29 marca 2014

Podkład Lirene GLAM&Matt

Nie wiem, jak Wy, ale ja miewam problem z dobraniem odpowiedniego podkładu. Często, poirytowana przy testowaniu, po prostu zmywam to co mam na twarzy i wracam na szybko do kremu BB. Jak już dobiorę sobie podkład, to używam go do ostatniej kropli i zaopatruję się w ten sam. Tak było do tej pory z podkładem Lirene, o którym wspominałam TUTAJ i Rimmel Wake Me Up.
Tym razem, powiem Wam kilka słów na temat podkładu

Lirene GLAM & Matt Duo Effect



Już jakiś czas temu Panie Eriski uraczyły mnie kolejną paczuchą dobroci. W darach znajdował się m.in. ten właśnie podkład w dwóch odcieniach. W tym poście mówię o odcieniu 01 Jasny, który dla totalnych bladziochów może być jednak trochę za ciemny.

"Matuje dzięki systemowi pigmentów nowej generacji, które rozpraszają i odbijają świetło od powierzchni skóry.
Rozświetla, wypełniając skórę światłem, sprawiając że cera wygląda świeżo i promiennie, bez efektu błyszczenia."

Jako, że akurat potrzebowałam czegoś na ryjek, od razu sięgnęłam na dno filcowej torby i wyjęłam to cudo do testowania. Nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać, bo i jakoś nie czytałam o nim za wiele.
Na pierwszy rzut oka, to produkt z górnej półki, gdyż opakowanie jest porządne i imho prezentuje się jako raczej ekskluzywne. Szklana buteleczka o pojemności 30ml. Konkretna pompka airless i już jedna wystarczy na pokrycie buziaka. Dostępny w większości drogerii, w cenie około 40zł.


Konsystencja inna niż do tej pory zaobserwowałam. Po wyciśnięciu produkt jest dość lejący, natomiast po chwili staje się bardzo lekki i zwarty.

Nawet po takim teście, został nienaruszony w miejscu wypompkowania ;)

Krycie? Średnie, ale mnie akurat odpowiada. Nie lubię mieć za dużo na buzi, bo i potem niestety pojawiają się na niej nieprzyjaciele.


Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ten podkład mnie nie zapycha! Potrzeba mu chwili do stopienia się ze skórą, ale z moją stają się jednością całkiem szybko. Jeśli chodzi o efekt zmatowienia, to jego akurat nie mogę potwierdzić. Mam jednak cerę mieszaną i tłustą, więc podejrzewam, że na innego rodzaju cerze może akurat matowić.
Rozświetlenie? Bardzo subtelne, idealne dla mnie. Odrobina pudru fixującego i jestem good to go, a twarz i tak wygląda świeżo o zdrowo.
Odcień ciemniejszy na pewno zużyję przy okazji opalenia buziaka w lecie.

Produkt, jak wszystkie Lirene, testowany dermatologicznie.



Fakt, iż otrzymałam produkt w ramach testu od firmy Lirene, nie wpłynął w żaden sposób na moją opinię.


Peace!! :)

czwartek, 20 marca 2014

Ahoj! manicure, czyli kopiujemy Oleśkę ;)

Dzisiaj szybciutko chcę Wam pokazać, jak próbowałam skopiować mani Oleśki z TEGO filmiku na YT. Szczerze Wam powiem, że zabawa z tasiemkami do zdobień, niespecjalnie mnie bawi. Właściwie, to dostaję kolorowej gorączki, kiedy po nie sięgam. Jednak spodobało mi się zdobienie Olgi, więc postanowiłam się nim zainspirować. Dzięki niemu, przybliżyłam się nieco do wiosny :)
Kiedyś już kombinowałam z wzorem marynistycznym... TUTAJ możecie zobaczyć moje poprzednie wypociny ;)





Do wykonania zdobienia użyłam: białego lakieru Safari, czerwieni Rimmel 325 Hot Gossip, Essie Beyond Cosy, Essence 121 Gold Fever, granatu Golden Rose z serii Rich Color 16 oraz kilku złotych malutkich plasterków miodu (ja na nie mówię piegi...). No i nie obyło się bez tasiemek... Wszystko pokryłam warstwą Seche Vite, a potem topem matującym My Secret.


Mam nadzieję, że Oleśka się nie obrazi za tak nieudolne moje podejście :P

Peace!!! :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Dotknąć smaku zmysłem powonienia... Czyli woski cz.1

Odkąd pamiętam, mój Tata uwielbiał rozpalać po całym domu kadzidełka zapachowe. Najbardziej pamiętam Opium i Drzewo Sandałowe.. Dwie ulubione nuty zapachowe mojego staruszka.. Ja natomiast wychodziłam wtedy z domu, żeby nie rozbolała mnie głowa.. Zawsze lubiłam zapach, który unosił się po wejściu do sklepu indyjskiego..jednak świeże kadzidełka jakoś tak na mnie nie działały...

Od kiedy na rynku pojawiły się woski zapachowe, od razu wiedziałam, że się z nimi polubię. Soczyste zapachy, które nie wpływają źle na moje samopoczucie, to dopełnienie wiosennego słonecznego dnia lub zimowej aury rozpalonego kominka.

Do niedawna znałam tylko woski Yankee Candle i uwielbiam je, jednak chciałam spróbować czegoś bardziej "oryginalnego". Któregoś dnia dotarłam na stronę aromatella.pl, z której zamówiłam 4szt. wosków sojowych Busy Bee. Czekałam z niecierpliwością na przesyłkę. Gdy już dotarła, nie mogłam doczekać się zapachów jej zawartości. Też byście nie mogły/mogli wytrzymać, gdybyście zamówili takie cuda..



Niewiele czekając, do kominka wrzuciłam...


Perfect Storm Pierwsze minuty w oczekiwaniu na zapach i nagle b00m. Zapach świeżej, morskiej bryzy połączony z delikatną nutą kwiatową i drzewną. Zapach kojarzy mi się z pierwszą letnią burzą i tym powietrzem przepełnionym ozonem. Wbrew temu, co napisane jest na stronie, ja uważam, że ten zapach idealny jest właśnie na wiosnę/lato.


Po kilku dniach na tapetę poszedł zapach

Rain Water  Ten zapach jest równie bardzo świeży. Przy głębszym niuchnięciu czuć nutę bzu, świeżo skoszonej trawy.. Przyjemnie odprężający, nienachalny. Jednak bardziej kojarzy mi się z pierwszym wiosennym dniem i tym cudownie lekkim powietrzem po ciężkiej, smutnej i szarej zimie.



Lady Grey  Zakupiłam, bo ciekawa byłam, jak bardzo zapachem będzie przypominać herbatę Lady Grey, której smak poznałam stosunkowo niedawno. Ten zapach najdłużej mi się rozpalał i najkrócej pachniał, ale za to jak cudnie! Wyraźnie czuć bergamotkę i zapach czarnej herbaty. Kojarzy mi się z letnim popołudniem przy herbatce i przyjemnej książce w ogrodzie. Może po prostu za bardzo uwielbiam ten zapach, by zanotować jak długo pachniał? Dziwne, ale pewnie prawdziwe, bo uwielbiam wszelkiego rodzaju herbaty i ich zapachy, bardziej niż smaki czasami:)



Capri To zapach zdecydowanie najbardziej owocowo-kwiatowy z tych 4, które zamówiłam. Nuty cytrusów, róży i jaśminu, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Wprawdzie na Wyspie Capri nie byłam, ale mogę sobie wyobrazić, że jeśli tam pachnie choć trochę, jak u mnie w pokoju w tej chwili, to jest to istny raj na ziemi. Bardzo świeży i jednocześnie soczysty, czysty.


Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że podczas palenia każdego z tych wosków, słuchałam albumu Anathema - Weather Systems.


Jeśli nie znacie, zapewniam Was, że stworzenie sobie klimatu z tym albumem i pięknymi aromatami Rain Water, Perfect Storm i Capri, przeniesie Was w nieznane dotąd zakamarki Waszej wyobraźni.

Wszystkie woski ważą ok. 22g, ich średnica to ok. 5,5cm, co daje około 10h palenia. Sama zauważyłam, że po wystygnięciu wosku i ponownym jego rozpaleniu, zapach czuć, jednak nie jest tak intensywny, jak w przypadku ciągłego palenia. Za 3 razem czuć już tylko subtelne pozostałości po kompozycji zapachowej. Lepiej wypalić je na raz i cieszyć się intensywnością.

Wszystkie woski wykonane są ręcznie z wosku sojowego, co czyni je bardziej przyjaznym dla środowiska. Łatwo dzielą się na cząstki, nie kruszą się. O wiele łatwiej wyjmuje się je z zagłębienia w kominku. Wystarczy lekko nacisnąć i same wysuwają się z niego. Jeden kominek mam troszkę "zużyty", więc z niego woski wydobywam przy pomocy ciepłej wody.

Ja na pewno skuszę się jeszcze na niejeden zapach!! A Wy? Znacie, lubicie? :)


Peace!! :)


sobota, 15 lutego 2014

Konkurs Walentynkowy - WYNIKI

Tak na szybciutko przylatuję do Was, żeby podać info o wygranej w konkursie Walentynkowym.. Odzew był niewielki, ale jedna odpowiedź rozśmieszyła mnie i poprawiła mi humor niebanalnie :D
Niniejszym, zwycięzcą konkursu zostaje



Panna Dominika




Gratuluję i czekam na odpowiedź na maila :)

Dziękuję Wam za wzięcie udziału w konkursie!
Peace!

sobota, 8 lutego 2014

Konkurs Walentynkowy z beauty-labyrinth! :)

Tak, jak zapowiadałam we wczorajszym poście, dzisiaj przybywam do Was z możliwością wygrania paki kosmetyków od Lirene! :)


Do wygrania:
Balsam do ciała Lirene Youngy20+ z mango
Mleczko migdałowe do mycia ciała Lirene
Fluid matujący UnderTwenty w odcieniu 02 Naturalny
Korektor + maskujący fluid punktowy z serii Anti Acne UnderTwenty
Krem BB Youngy20+
Termoaktywny peeling wygładzający z serii Intense Anti Acne UnderTwenty
Krem do cery naczynkowej Lirene


Zasady są bardzo proste!

Organizatorem konkursu jest autorka bloga, beauty-labyrinth.blogspot.com
Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest:
1. Pełnoletniość lub zgoda opiekuna
2. Obserwowanie publiczne bloga (możesz również polubić mój fanpage na FB)
3. Odpowiedź na pytanie konkursowe
4. Udostępnienie logo konkursu na swoim bogu (w pasku bocznym) lub na swoim FB (link do posta konkursowego).

Idealne Walentynki to...

Konkurs trwa od dzisiaj, tj. 08.02.2014r do 14.02.2014r.
Zwycięży JEDNA osoba, której odpowiedź będzie chwytała za serducho lub przeponę.
Zwycięzca zostanie wybrany przez autorkę bloga, czyli mnie.
Wyniki konkursu opublikuję 15.02.2014r.
Zwycięzca musi przesłać adres do wysyłki w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników, jeśli się to nie stanie, kolejny zwycięzca zostanie wybrany.
Wysyłka nagrody TYLKO na terenie Polski - ja ponoszę koszty.

Dla ułatwienia:

Obserwuję jako:                  
FB: Tak/Nie, jako:
Idealne Walentynki to:
E-mail:

Życzę owocowego myślenia i powodzenia!!! :)

Peace!

Dobroci od Pań Erisek!! vol. 2 + zapowiedź rozdania :)

Jeszcze nie zdążyłam zużyć wszystkiego z ostatniej paczki, a tutaj już kolejna! Szalejo te baby! :P
Oczywiście cieszę się niezmiernie i jestem dźwięczna, gdyż, ponieważ, bo, dlatego, że ;) (jak zapewne zauważyłyście) uwielbiam produkty Eriskowe. Poznałam ich na tyle dużo i na tyle dobrze, że zużywam kolejne opakowania niektórych produktów.
Teraz mam możliwość potestowania kolejnych, a i Wy otrzymacie w najbliższej jutrzejszości ;) ową możliwość :) Bądźcie czujne na FB :)
Tyle słowem wstępu...

Oto co otrzymałam w ramach współpracy z Eris:


Prawda, że torba filcowa wymiata?! No wiem, zajebisty róż (jak to mawia mój Mam...:P), ale jakże będzie dobrze się nosić! Nie wykluczam podrasowania jej filcowo ;) Jeśli się na to zdobędę, to pochwalę się swoim DIY na łamach mego, jakże urokliwego i cudownego bloga, którego macie przyjemność czytać... Trochę samokrytyki Cicha..bez kitu :P

Zapatrywałam się na podkład Glam&Matt, także to strzał w 10! Za kilka tygodni już będę bardziej "opalona", więc dwa idealne odcienie :)

O peelingu termoaktywnym pisałam Wam już TUTAJ..

Kremy na pierwsze zmarszczki 25+ trafione ;) jeszcze... Chociaż tłuszczyk nieźle mnie konserwuje jak na razie :)

Ojejo.. nie będę się teraz rozpisywać na temat każdego produktu :) Same obadajcie jakie fajowości :D Już wkrótce na pewno zacznę o nich pisać w kolejnych notkach :) Teraz czas na segregację w szafce ;)

Panie Eriski przeszły same siebie!I do tego taki miły liścik ^^

 Jak zwykle trafiły w wiele dziesiątek :) Życzę zarówno Wam jak i sobie przyjemności zużywania ;)


PS. Moje zdolności do słowotwórstwa ciągle się rozwijają. Nie miejcie mi tego za złe :P
Peace!! :)

środa, 22 stycznia 2014

Ulubieniec pielęgnacyjny 2013r i nie tylko! Żel 3w1 od Under20!

Dzisiaj kilka słów o jednym z moich ulubieńców kosmetycznych 2013 roku. Właściwie nie tylko minionego roku, ale już chyba zawsze będzie dla niego miejsce na mojej półce.

Under 20 - 3w1 żel myjący + peeling + maska

24h PRZECIW! TRĄDZIKOWI - skuteczna codzienna pielęgnacja skóry ze skłonnościami do powstawania trądziku.
Potwierdzona skuteczność innowacyjnego połączenia 3 kosmetyków w 1 formule.

Zależnie od zastosowania, daje efekt:

  • żelu myjącego - dla głębokiego oczyszczenia;
  • Peelingu złuszczającego - dla skutecznego odblokowania porów i złuszczania martwego naskórka;
  • Maseczki - długotrwałe matowanie, regulacja przetłuszczania skóry.
3x EFFECT przeciw zaskórnikom
PRODUKT O ŚWIEŻYM ZAPACHU MANGO.
Skuteczność potwierdzona dermatologicznie.


Kilka razy już wspominałam, że mam cerę tłustą/mieszaną, ze skłonnościami do zaskórników, rozszerzonych porów i wyprysków. Zdaję sobie sprawę, że na "jakość" i wygląd skóry mają wpływ nie tylko kosmetyki, ale i dieta. Uwierzcie, zmieniam się pod tym względem. Jednak jeśli potrzebuję dokładnego oczyszczenia buziaka z codziennego "brudu", i nie tylko, sięgam po właśnie ten produkt. Używam go we wszystkich możliwych kombinacjach: jako peeling, żel myjący i maseczkę. 
Pokrótce opowiem Wam o każdej z tych możliwości..

Maseczka: Jako maseczkę nakładam go 2 razy w tygodniu, na twarz przemytą żelem. Daję zastygnąć przez ok. 5min. Potem peelinguję twarz i zmywam ciepłą wodą. Przyjemne i delikatnie chłodzące wrażenie na buziaku. Świetne odświeżenie i oczyszczenie twarzy z niepożądanych gości. Widocznie zmniejszają się pory i produkcja sebum. Jeśli chodzi o matowienie skóry, ciężko mi powiedzieć, bo niedługo po zmyciu stosuję krem nawilżający.

Peeling: W moim przypadku najlepiej się sprawdza, po utrzymaniu go na buzi jako maseczkę. Kiedy troszkę podeschnie, wtedy ściera lepiej niż niejeden mechaniczny peeling. Od niepamiętnych czasów borykam się z suchymi skórkami. Miedzy innymi dzięki niemu, żegnam się z nimi. Po takim wypeelingowaniu buzi, pory są mniej widoczne i występowanie zaskórników odnotowałam znacznie mniejsze. Suche skórki znikają i mam spokój przez kilka dnia. Używam go 2 razy w tygodniu.

Żel myjący: To ulubiony moment wieczornej pielęgnacji. Uwielbiam po całym dniu przemyć sobie nim twarz. Odświeża i oczyszcza skórę twarzy.

Po każdym zastosowania skóra jest delikatnie napięta. Nie lubię tego efektu, ale to jedyny minus tego żelu. Poza tym, jak wspomniałam, zaraz potem używam kremu nawilżającego, więc jakoś specjalnie mi to nie pogarsza samopoczucia :)

Jeśli chodzi o zapach Mango, to ciężko mi powiedzieć.. Może rzeczywiście? W każdym razie zapach jest bardzo przyjemny i nienachalny. Dzięki temu, używanie tego produktu jest na pewno milsze. Dodatkowo, żel jest dość wydajny. Jedno opakowanie wystarcza mi na około 2,5 do 3 miesięcy. Uważam, że to nieźle.



Produkt ma konsystencję dość gęstą, koloru kredowo-białego z niebieskimi drobinkami. Zamknięty jest w tubie o pojemności 150ml

Na stronie producenta kosztuje 15,99zł. Dostępny jest w większości drogerii.
Mój sentyment i sympatia do tego produktu, wręcz każe mi go Wam polecić :) 

Pamiętajcie jednak, że każdy ma inną skórę i inne są jej wymagania. Producent ostrzega, że produkt nie nadaje się do skóry suchej i wrażliwej. Jeśli taką posiadacie, możecie znaleźć w ofercie Under20 podobne produkty, ale dostosowane do wymagań Waszej skóry.


Fakt, że otrzymałam produkt w ramach współpracy, nie wpłynął na moją opinię o nim.


Lubicie? Stosujecie? Jak sprawdza się u Was? :)

Peace!!


piątek, 17 stycznia 2014

Inspirowany holosiowy mani :)

Zima chyba wpływa na moje szare komórki... Nie wiem, czy zapadły w sen zimowy, czy po prostu są takie jak zwykle ;) W każdym razie, pomalowałam paznokcie i dopiero po 5 dniach zrobiłam im zdjęcie na bloga.. Musicie wybaczyć mi starte końcówki :) Mimo tego, że mani jest już znoszony, to i tak wygląda całkiem nieźle, moim skromnym zdaniem ;)
W subskrypcjach na YT, pojawił mi się nowy filmik Tartofraises i postanowiłam spróbować ozdobić pazuryrki w ten sposób. Mój niestety potrzebuje solidnego dopracowania, ale w przypadku holograficznych lakierów, nie widać tak wielkiej nieudolności wykonania wzorku. Podejrzewam, że z kremowym wykończeniem byłoby już gorzej ;)






Do zrobienia mani użyłam holosi Color Club: 852 Revvvolution i 850 Worth The Risque. Wszystko pokryłam warstwą Seche Vite.

Zmieniłam również kształt pazurków, ale chyba nie do końca mi się on podoba.. Co o tym myślicie?

Peace!