No to tak jak obiecywałam, post recenzjonalny ;) Uwielbiam słowotwórstwo ;)
Postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią o 3 maskarach. Nie są to maskary z jakichś masakrycznie wysokich półek ani wysokich lotów, ale jak już w kilku postach wcześniej wspomniałam - nie wszystko co tańsze jest złe.
Jestem osobą generalnie mało uczuloną na kosmetyki kolorowe. Najczęściej jakieś reakcje na mojej skórze powodują raczej kosmetyki pielęgnacyjne, np. kremy. Pozwala mi to na obadanie dużej ilości produktów z kolorówki, czego nie mogą powiedzieć wszystkie dziewczyny... i chopaki ;) wszyscy...;)
Ostatnio sięgam właśnie raczej po produkty nieco tańsze, ponieważ nie bardzo mam czym szastać w drogerii ;) Oto trzy tusze, które będę opisywać
Rimmel Sexy Curves
Manhattan No End Mascara
Clinique High Impact Mascara
... wszystkie w kolorze czarnym.
Tusz Rimmela mam już po raz kolejny i muszę powiedzieć, że zawsze kiedy do niego wracam jestem coraz bardziej zadowolona z efektu jaki daje. Ma fajną, elastyczną trójgłową silikonową szczoteczkę (jak ten pies z Harry'ego Pottera;P tzn. on silikonowej chyba nie miał..), pokrytą dużą ilością 'włosków'. Świetnie rozczesuje rzęsy. Producent na opakowaniu mówi, że podkręca i pogrubia. Ja osobiście efekt pogrubienia widzę po 2 warstwie - jak w przypadku większości maskar. Nie przeszkadza mi to jednak, bowiem efekt podkręcenia rzęs jest dla mnie BOSKI. Niezależnie od ilości warstw, rzęsy są świetnie podkręcone i rozdzielone! :)
W mojej opinii 9/10 :)
Cena: około 29zł
Drogeria: każda ze ścianą Rimmela :)
Manhattan No End Mascara, no ten tusz przegonił moje najśmielsze oczekiwania. Kupiłam go za niecałe 10zł, bo nie miałam czym malować rzęs - wszystko się pokończyło wzięło. Pierwsze podejście - nieudane. Szczypał, mrowił... generalnie do organizmu. Odłożyłam na jakieś 2 tygodnie, po czym wróciłam do niego i stwierdziłam, że chyba jestem ułomna i nie potrafię obsługiwać tak skomplikowanych rzeczy jak różdżka maskary. Uwielbiam to jak działa na moje rzęsy! Nic mnie nie piecze! Może po prostu miałam zły dzień rzęsowy... ;) Wiem jedynie, że na pewno włożę go po raz kolejny do koszyka.
Producent mówi: " Optymalne pogrubienie i wydłużenie rzęs przy pierwszej aplikacji. Zbadany dermatologicznie i oftalmologicznie (okulistycznie) - również polecany dla noszących soczewki kontaktowe". Soczewek co prawda nie noszę, ale jestem bardzo zadowolona z efektu i śmiem twierdzić, że producent pokrył obietnicę. Szczoteczka raczej uniwersalna, z dużą ilością włosków które fajnie rozdzielają i nie wyciągają rzęs. Trochę dziwnie pachnie, ale można się przyzwyczaić.
W mojej opinii: 8/10
Cena: około 10-12zł
Drogeria: ja zakupiłam go w Urodzie, nie zwróciłam uwagi na inne drogerie, ale myślę że jeśli będzie ściana - będzie i tusz.
And finally... the last but not least...
Clinique High Impact Mascara! O tym tuszu dużo słychać na YT i dużo czytać na blogach ;) W pełnej wersji wymiarowej dostałam go jakieś 3 lata temu od Cioci, która chciała mi sprawić przyjemność. Nie wiedziałam co to jest i średnio chciałam to nakładać na moje oczęta. Jednak z momentem wymaziania się tym cudem - oniemiałam. Moje rzęsy wyglądały na odżywione, wydłużone, pogrubione i podkręcone! Przy drugiej warstwie efekt pogrubienia był lepszy.
Producent obiecuje: "Wysoko napigmentowana maskara, która nadaje objętości każdej rzęsie". Trudno jest mi się z tym nie zgodzić! Maskara ma uniwersalną różdżkę, co akurat mi się podoba, bo świetnie pokrywa każdą, nawet najkrótszą rzęskę. W tej chwili posiadam tester tego produktu, ale gdy posiądę magię gotówkową - nabędę!
Produkt również testowany oftalmologicznie (okulistycznie).
W mojej opinii: 10/10
Cena: ostatnio widziałam go za 85zł, w internecie chodzi taniej ciutkę.
Drogeria: Sephora, Douglas, Marrionaud
Z tych moich trzech ulubieńców, najchętniej zakupię 10/10, czyli Clinique.
A Wy? Próbowałyście któregoś? Możecie polecić coś lepszego?
Peace!:)
Ten tusz Rimmel jest świetny! Niektóre droższe się przy nim chowają :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się :)
Usuń