Nadszedł czas na pierwszy post stricte pomadkowy.
Nie posiadam wielu tych ustrojstw, bo i po co? Przecież nie zużyję, to po co mają leżeć i się psuć i marnować. Z takiego założenia wychodzę. Jeśli jednak już używam jakiegoś ustnego ;) mazidła, to stawiam na Avon. Próbowałam innych m.in. Manhattan, L'Oreal, Rimmel, Miss Sporty, jednak zawsze wracam do Avonu. Nie wiem czym mnie kupują, bo często kolory które widzimy w katalogu, do rzeczywistych muszą przejść całą gamę. Na moich ustach często tego rodzaju specyfiki szybką się ważą i pokazują wszystkie możliwe skórki. Przy używaniu pomadek z Avonu tego nie zauważyłam.
Może zanim przejdę do dalszej części wypocin, pokażę Wam jakie odcienie posiadam.
Jak mówiłam, wielu ich nie mam ;)
Konsystencja? Kremowa. Nie zawsze zachwyca. Jeśli wcześniej nie wypeelinguję ust, Satin Sheets nie nadaje się do noszenia, bo się rozmazuje i waży. Jednak po peelingu - widać na zdjęciu. Ma cudownie słodki zapach! Jakbym miała na ustach połączenie gumy balonowej z watą cukrową. Mniamniuśna. Ciężko mi powiedzieć ile czasu się utrzymuje, bo ja specjalnie nigdy nie zwracałam na to uwagi. Nie skleja ust i nie zbiera się w kącikach - a to ważne. Jeśli chodzi o nawilżenie, dałabym 3/5.
Latte to cudowny odcień nude, który na zdjęciu wyszedł trochę bardziej brązowo - nie wiem czemu. Wygląda bardzo naturalnie na moich ustach. Konsytencję ma kremową, ale o wiele lepszą niż Satin Sheets. Nie uwydatnia żadnych mankamentów moich ust. Lubię to! :) Zapach ma słodki, nie drażniący. Przyjemna w noszeniu. Nawilża całkiem solidnie 4/5 i nie zbiera się w kącikach.
Frozen Berry to przyjemne sheerowe bordo z drobinkami, które niestety nie należą do najprzyjemniejszych w noszeniu. Jakby ktoś usta posypał grubym brokatem - w sensie uczucia, nie wyglądu. Drobinki nie rzucają się w oczy, ale drażnią na ustach. Nie pamiętam nazwy serii, w której znajduje się Frozen Berry. Jednak jeśli nie lubicie zapachu słodkiej mięty i uczucia mrowienia - to nie jest pomadka dla Was. Mnie osobiście to nie przeszkadza. Jeśli chodzi o nawilżenie 3/5, nie ma rewelacji. Powiększenia ust specjalnego też nie odnotowałam. Nie zbiera się w kącikach i nie uwydatnia skórek ani nie waży się na ustach.
Generalnie pomadkom zbiorowo daję 4/5.
Już wiecie czym mnie kupują :)
Chyba muszę się skusić na jakieś bardziej odważne kolory, jednak mam wrażenie że na moim ryju niewiele kolorów daje fajny efekt. Bu.
Peace!:)
ten frozen berry ładniusi jest!
OdpowiedzUsuń1 i 3 prezentują się ślicznie :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie lubię jakoś avonu ;) Lubię pomadki z eveline seria aqua platinum :)
Nie próbowałam, ale chętnie się koło tego zakręcę :)
Usuńbardzo ładne kolory:)
OdpowiedzUsuńWszystkie 3 kolory nawet mi odpowiadają :)
OdpowiedzUsuńAle ostatni jest najładniejszy ;)
Luuubię avon na ustach, oj lubie, szczególnie nudziaka ze środka!
OdpowiedzUsuńKolor pierwszy i trzeci wyglądają super! Pomyślę, może skuszę się na jakieś mazidełko z Avon...
OdpowiedzUsuńLubię szminki z Avonu, Latte sama posiadam :)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony mi się podobają z drugiej odczuwam jakieś, ale, sama nie wiem
OdpowiedzUsuńna ustach prezentują sie o wiele lepiej niż w opakowaniach, podobają mi się wszystkie a najbardziej Latte, chyba przy okazji zamowie :)
OdpowiedzUsuń